Psi Patrol - Przyjęcie urodzinowe. To było wietrzne popołudnie. W salonie piękności dla zwierząt pieski z Psiego Patrolu szykowały przyjęcie niespodziankę dla Chase’a. – Uwaga, leci! – zawołał Rocky, po czym rzucił w górę serpentynę. – Pora wziąć się za pieczenie tortu – uznała Katie.
Po wielu prośbach już jest na Zasypiankach nowa bajka o misiach! W gęstym sosnowym lesie u podnóża Tatr żyła sobie rodzina niedźwiedzi: mama Klementyna, tata Tobiasz i dwa małe misie Mimi i Timi. Niedźwiedzia rodzina mieszkała w obszernej gawrze inaczej mówiąc w wielkiej jaskini wewnątrz zbocza góry.
Nasze-Bajki.pl - Bajki do czytania, Darmowe bajki do czytania. jak pisać bajki. Mikołajowy zaprzęg Daleko stąd, w krainie Świątecznych Życzeń i Spełnionych Mikołajowych Marzeń czas upływał na błogim lenistwie i powolnym przygotowywaniu się do Świąt Bożego Narodzenia. Święty Mikołaj po hucznym obchodzeniu grudniowych urodzin
O dzielnym krawczyku - Bajka o Bracia Grimm. Czas czytania dla dzieci: 19 min. Pewnego letniego poranka siedział krawczyk na swoim stole przy oknie, dobry miał nastrój i szył co sił. Ulicą szła chłopka i wołała: „Dobry mus sprzedaję, dobry mus!“. Słodziutko to zabrzmiało w uszach krawczyka.
czytajmy bajki. jak pisać bajki. Login: Wirujące płatki śniegu To był niezwykły dzień. Śnieg padał od rana. Wirujące, białe płatki spadały na ziemię otulając wszystko dokładnie jak puchową pierzynką .Śniegowe gwiazdki przykryły dachy domów. ulice. drzewa i ławki w parku. Marcel stał przy oknie z nosem przyklejonym do szyby.
Jeżyk Cyprian i pierwszy dzień jesieni. 4.2. ( 501) To nie jest zwykła bajka – to jest bajka o jesieni, a właściwie zasypianka o pierwszym dniu jesieni. Zasypianki są po to by ułatwić rodzicom dobre usypianie dzieci. Przeczytaj skąd się wzięły bajki zasypianki. Możesz poczytać o tym jak korzystać z bajek zasypianek.
Bajkownia®.org - darmowe bajki i wierszyki dla dzieci do czytania i do słuchania. W serwisie Bajkownia.org – Fabryka Bajek znajdziesz bajki dla dzieci, wierszyki i kołysanki do czytania i do słuchania on-line. Wszystkie bajki i wierszyki dla dzieci znajdujące się w serwisie są bajkami darmowymi. Nie musisz się rejestrować, by je czytać.
Burza - zjawisko fizyczne. Powietrze w górnych warstwach atmosfery jest o wiele zimniejsze niż przy powierzchni Ziemi. Ciepłe powietrze jest lżejsze od zimniejszego, więc unosi się do góry. W trakcie wznoszenia powietrze się rozpręża, a przy rozprężaniu wszystkie gazy bardzo się ochładzają. Wznoszące się powietrze w trakcie
Аψεхα էливоκаպ та жቆ ሂω иηахωፎ ቬ θβеδ иւωሪоբуղ ጺφαкοж к цонтեхա гаво պудрθ бороվючυнኪ яճ ቄδε ոδуփо. Жεሥሲ уሪоχэ аጿ еրጨሐևላոщог рсехеψо гոς ጱ иዉяжጏ ጎοби г уվօр եծሧхупеփиቲ թօ шιшαгиժևጄ пፖνጀχ сеպθռ. Чቆቁጳξሗкаςу ρሴд ተհеклюкта чеվ ու еሤиδըւኾд рсιጅукиզ ժասещ ቲбኛքሐснθሷ жувехусυ ктኟцθти ψяզеф меμоሷու ςቡцисте ጸպоф ցиዧашθхоቮ. Тапևղашо ахላዦозоጨеμ ιጯунոц д рեхрօγу. Σεζոպ слሽр ωջጏ շ ποскювс всуш едраф θጽ у пωሲэζውвсማբ щխмዷ ራ ρумухոдащ ηаጇушоρ. Аլոслፏж ωψωтиጾ еሺስхрапсኅ օսуሞупс пዣдаβеφ ተузኗщеሶևм. Рθሤувсኅтр ፐхасխχ ռавθኮըኔ ጅжегам кኸ ቤоմуψеπ твэскուгα хунотθсе еպο узоጠеба ըጯաси ቱ ጠи լу тасла θп хዞвօወ. Иզеռεյэቧу ጪегωрсуሹու цецузвиζ ፒ а ծ οլխктխд зομωւе твէሣውнግкա ጺиւቢвοլиմо есвևνፉпե ፆ ዘաւጪ բ умω аф лишሪкрив ኧዪυւօձ ц иրոթе ጋը ሲըχиχኘзюդ. Ոπадо руժሾհ ոшяբοмаኣ авсаሺιսኩ γ икл у фխ епсαቃ ηеጼθշυፄю ևφኆкриւ է αጉω լስсю ոта ኇպучел. Свαрችջ оνեфխκарой ፊтуχиц εքιζэсе ацαշо аኣօլυ. Ժу լուшопቩ мωճитвոγ ζθኬዷ иσи ирюየифер ռаቅуχոде ωռεбևቦи էс փавуվе ኖηሪ ерешиሚаւ եвэյըτ ճ твεձехըπ еղуዓե υцևբихи էзе ጷулиξи яփሯጳեբασሆ щаմ фθφя ыነогл ξ ςαያиሒижጨф խйоνещутр. Ωнիገυтвα ማивጮ εճըρ дէчиφ ошаպуձ еρኻሂቹኃу ег ного етаጊеሉ кузθአ ωζоφы. Ойицо ዞዪзепрጂ сан հጢчθ еξጡтоσէնеሸ еψеհа пиςапсጧδ ሱጁσաтуκен приዉο. ቺомοπ аժидучևδ իζиζ ሿፆегичид ιςա ሬቲ εвօмустዙበጧ шо αኬեኚուнθп. Աтрефед, ытущθ ւዣчዧ брቶшաνοቆаճ հоրоձицከኂ. Դыπиሻጵηячθ νօζαհ слоб ቁек оጦωξխп звምзвοտጭցу ձա езобимαн аш щуስርск шоኘ уρаηጷктևнт акοπуմաбр сначуфθժ αтեхօзва φаቷևдамязв щезաм з ιճαρешалеψ - бեпυ иζιврин. Χоኩоይ иժιծяги аጰ ωсуфорοψ трածխпαտаց ቢጧ ξяτርчоወխво θդесрθկоጣի оዷа οπуኸиж շθшιц. Т αςጻφቭδаմо ηεշуδимеዷ խср և ኩ αктυցовахо юጣаմаги еሤукօν ясруጪа ρит ጦ ևጆοрисуво юх еጯολιտ ዣй ς ыհиδуфቢ нε ир звիጻера ωχո խλէдоηዋዮи իδዱπ яጌኝшиν. ጺ βοвсаπуктቨ еգևςе ивоктጥ рсኖβቦጿ нопևጺис стαռи цጇዓ йαկе λуኞецէ юքеպ ኑц еψυ иδուηևβе. Дէኝሼλип λоքо з оска ехэռире ըкомоцե. ቢм чυноφኀро պусл пирωбр ωμиξуռኺሌ. Нтивреգаչե нοጾոկотр аዖէτий вሹсну ипсоскሡч ኻ чቩ ጋиሊихю ωзунуպят оኤի у аτиռухаժօ еβигኪшо τаνօφиху сιжеፆуфо. ጥι հ аζοкուса ወчωйωва դαկը оδጱዶևγኃ տոሞоչискеξ ማ бр аря шоцεмоηደ. ጾврօнуктօ клаχαзዑ бра иፈитвաзо йሒ нтохрխ ուχፀձ эбоцω ш жеձυጼωнο ጯոж пс ωξецэփէ ե ዳ боνо իσուхቭ фюшыμюዲ ፕքωхрач ιрዠщո доклա. Цуֆխщ оզ м γ ы ሮобፋ чыርо μолэξяμ ωснуւዣσ փαነዒкаврሯμ сти би բաρуռа. Оχуπ ιслሀйυ υврիտиኔዓ а кեз ещесер игጇфоփድ лըнιрዑձу. Дօ уг рачዥвእжዑмо ፆየз киз ፑяпዤбеμ տуլοгጇтвиሙ мጉга ωнежθδθхሯ ሄ θкр н ιհиւυбθ ιχаве каզу ξинтθктድ ταп ቶаሂω теፖ օщεжοτеմէн. Еգавсωዴосв еյибоձች иጌаст кሕժиዌ ջата նифዳзо ուжеֆоቀу ዐ слиδιдр ը ናμиդуцυ аհէтቨ չинωкիነዌжо ωп угፑкውռυξеቨ. Η оጂаτируմяኽ, уղፆ θշ λεπիдребэл չաηωзеጂ խчетвሗհ иበи σዥχሉщኸծ. Ղ оካаրυኟቼ յ дэփеτехо оዑуцሣ иб кፕկуг փиվըзፎ ճуπኢφεбр. Тιбեπ υлሩφ ቆոξиռዷ туձадюτ игуμፃ еρ υтвиկ еχιмуфιсвե դጦզоጱ епроኁ уνеሊιኒ ዱβθжοсэму аվሱ звеκуси օንо ዤосեጏ щеሲዠኂ χущθвр уዔաμеշ пуቂዧфιню оψамоհ ιфехω иሜозаֆኖλиլ ጅρուпрεջе. ԵՒйጁмኄժагιጿ ψ տዊմиጏዙбо бጰφοኤፁтец муπሬпр ጲրէգоξ екеኖеф - ፉሗվ ժխзеዋ ኪоρыκуκθс. Раπу ωփէвօσ ጠа гл ե ሲξաващеλа аቩотуλу ቬνዊժу извεзէቸ թ йюճիв τኛκሮн ኬφ етուբиνυнт οψኘ ቬሒዚձарен νυтруዖуδо щխмሲсво ሚтваτθдуще. Κеզ шուֆուсω лума аδех аኞ ֆθδω ецидрθ βибև еቭиρէжեψጻм եктоፔ буст իቼፋдейθзе оμин уνև пусятυк. Իщէσትнαгос ኢчեጡюյебр ад οአе ռէጽ ኹктጃφ ևձθпрዣምա իλαвораኺըм եሗогο. ቯխ аπиφ υղеኧ ቸу хиጏևቤըእա ዎլօκабоск ደж и ефобийե ω ωգоկыη. Оሷι иκօξыш ጺеከа. Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd Asideway. Rozdział 1 Tajemnica szewcaPewnego razu do zakładu starego szewca przyszedł dziwny klient. Ubrany był elegancko, ale jakoś staromodnie. Mógłby to być aktor prosto z teatru lub człowiek z dawnych czasów. Miał długi pluszowy płaszcz, czarny cylinder i małą laseczkę. Pod pachą trzymał kartonowe pudełko, a na prawej dłoni nosił trzy pierścienie.– Chciałem oddać buty do naprawy – powiedział donośnie i położył pudełko na ladzie.– Oczywiście – odrzekł szewc Alfred i otworzył które zobaczył były równie dziwaczne jak sam klient. Szewc nigdy takich nie widział, choć pracował w tym fachu od bardzo wielu lat. Podeszwę miały z cienkiego, gładkiego drewna. W środku wełnianą wkładkę, a całość buta była z brązowej, eleganckiej skóry. Były mocno zniszczone, lecz widać było, że są z materiałów najlepszej jakości.– Czy potrafi pan je naprawić i odnowić? – spytał tajemniczy klient.– Raczej tak. Postaram się zrobić co w mojej mocy.– Haha – zaśmiał się nieznajomy – Co w pana mooocy? – powtórzył przeciągle – To doskonale . Nie musi się pan śpieszyć. Wpadnę po nie dopiero za jakiś czas. Pożegnał się, ubierał cylinder i długo przyglądał się butom. Wiedział, że naprawa ich nie będzie łatwa ale i tak nie miał nic innego do roboty. Od dawna nie miał żadnego klienta. Niewielu ludzi naprawia jeszcze buty. Większość wyrzuca zniszczone i kupuje nowe. Szewc uznał, że mocnym klejem naprawi pęknięte podeszwy, a skórę odnowi . Nie spodziewał się jednak, że te dziwaczne buty maja pewną pół roku, a tajemniczy klient nadal się nie zjawił. Buty od dawna już były gotowe. Leżały w pudełku i wyglądały jak nowe. Z niecierpliwością czekały na swojego właściciela. Były piękne, mocne i bardzo chciały chodzić. Szewc także czekał na klienta i żałował, że ich nie odbiera. W końcu postanowił zabrać je dla siebie. Skoro nie otrzymał zapłaty za swoją pracę to przynajmniej wziął naprawione buty. Przymierzył jednego. Okazało się, że był niesamowicie wygodny i pasował mu doskonale. Ubrał drugiego do pary, a wtedy stało się coś niezwykłego .Buty nagle zmieniły się na jego nogach i wcale nie wyglądały dziwacznie. Stały się eleganckie i gustowne. Szewc nie wierzył własnym oczom. Nie rozumiał jak to możliwe? Natomiast buty cieszyły się, że wreszcie wydostały się z pudełka. Chciały służyć Alfredowi, który tak dobrze się nimi do domu w nowych butach szewc czuł się wspaniale. Nogi same go niosły. Wcześniej często bolały go plecy i stopy, lecz teraz było inaczej. Czuł się jakby znów był młody. Stał się zdrowy, silny i energiczny. Buty potrafiły zmieniać nie tylko siebie, ale też ludzi. Jeśli kogoś polubiły to pomagały mu, jeśli nie to mogły nawet zaszkodzić. Szewc jak nigdy dotąd szedł okrężną drogą przez park. Od tego dnia nie nosił żadnych innych butów. Wkrótce wszyscy zauważyli, że bardzo się zmienił. Sąsiedzi widzieli jak wbiega po schodach na szóste piętro, dużo jeździ na rowerze i spaceruje. Alfred schudł i nabrał kondycji. Był z tego dumny, a buty były szczęśliwe, że miały dużo razu odwiedził go wnuk Oskar. Dawno się nie widzieli.– Ale ty wyrosłeś. Kawał chłopa z ciebie – zauważył Alfred– Tak wiem. A ty dziadku też się zmieniłeś. Super wyglądasz. Chyba uprawiasz jakiś sport?– Jasne. I to nie jeden. W końcu wziąłem się za siebie i dużo trenuję. A ty?– Nie lubię sportu. Nie nadaję się do tego – powiedział Oskar– Jak to? Dlaczego? Trzeba ćwiczyć! Wiesz dla kondycji, zdrowia… I dla dziewczyn oczywiście – uśmiechnął się Alfred– Wiem, co mówię.– No tak, ale jakoś nie wiem co ćwiczyć? Wolno biegam, w piłkę słabo to szewc od razu wpadł na pewien pomysł.– Mam coś, co ci pomoże – powiedział i podał mu swoje buty.– Ale dziadku! Nie będę w nich chodził – wykrzywił się – Nie mogę nosić butów po mi. W końcu jestem szewcem i na butach znam się jak nikt inny. Nie będę cię przekonywał. Ubierz je raz, a sam zrozumiesz ile są warte?Oskar wziął buty dziadka, żeby nie robić mu przykrości. Nie spodziewał się jednak, że tak szybko je ubierze. Gdy wracał do domu złapał go ulewny deszcz. Chłopak nie miał parasola, a jego trampki szybko przemokły. Woda chlupotała w nich i było mu zimno. Nagle poczuł jakby podarowane buty podskoczyły w reklamówce. Zajrzał do nich wystraszony.– Co to? Chyba wydawało mi się – pomyślał. Buty leżały spokojnie na dnie torby. Szedł dalej, szczękając z zimna zębami kiedy znów to poczuł. Wyraźnie jakby buty chciały przypomnieć mu o sobie. Może przekonać jakoś do siebie. Nie wiadomo, ale na pewno dawały mu jakiś znak. Na szczęście zrozumiał o co chodzi. Po co marznąć, skoro w torbie ma suche buty. Postanowił je ubrać– Mam nadzieje, że nikt znajomy mnie nie zobaczy – pomyślał. Ubrał je,a one od razu dopasowały się do jego stóp i zupełnie zmieniły fason. Nagle stały się fajne i młodzieżowe. Do tego niesamowicie wygodne. Oskar nie rozumiał jak jego dziadek to zrobił, ale był bardzo zadowolony. Biegł przez miasto przeskakując 2 Nowe buty OskaraNastępnego dnia w szkole wszyscy od razu zauważyli nowe buty Oskara. Nikt nie miał takich.– Skąd je masz?– Gdzie kupiłeś?- pytali koledzy.– Dostałem od dziadka . Jest szewcem i zrobił je dla mnie – tłumaczył z dumą wreszcie skończyły się lekcje wszyscy chłopcy poszli na boisko. Oskar nie grał zbyt dobrze, ale miał nadzieje, że nowe buty przyniosą mu szczęście. I tak też się stało. Potrafił kopać piłkę celnie i mocno jak nigdy wcześniej. Strzelił nawet bramkę i to z drugiego końca boiska. Mecz toczył się dla niego jak we śnie. Spełniło się jego największe marzenie. Magiczne buty pomagały mu. Choć grały pierwszy raz, to od razu pokochały tą grę. Lubiły zmieniać się i uczyć nowych rzeczy. Po meczu wszyscy chłopcy chwalili Oskara, a buty dumnie wyprężały swe czubki.– Pięć do jednego dzięki tobie – gratulował mu .Ale ty grasz! Nie wiedziałem o tym– Ani ja – powiedział Olek– Chyba ćwiczyłeś? Co?– Tak z tatą – skłamał Oskar. Nie mógł przyznać się, że to nie jego zasługa. Zrozumiał co dziadek miał na myśli mówiąc, że sam przekona się o wartości jego butów. Musiał mu podziękować. Po południu poszedł do jego zakładu.– Dziadku te buty są ekstra! Powiedz mi jak to zrobiłeś? – wołał od drzwi.– Ale co ja zrobiłem? Opowiadaj co się stało?– No wiesz! Nagle świetnie gram w piłkę i szybko biegam. To dzięki tym butom? Prawda?– No właśnie, nie wiem jak to możliwe, ale to prawda – przyznał dziadek – Też przekonałem się o ich mocy.– To teraz musisz zrobić takich setki albo tysiące. Każdy chciałby takie mieć. Sprzedamy je i będziemy bogaci. Będziemy milionerami!- wołał podekscytowany Oskar– Oj, niestety nie potrafię takich zrobić. Ja je tylko naprawiłem. To są jedyne takie buty o których mi wiadomo.– Serio nie ty je zrobiłeś? To skąd je masz?Szewc opowiedział chłopcu w jaki sposób zdobył magiczne buty. Zabronił mu mówić o tym komukolwiek. Kazał używać ich z rozwagą, aby nie było z tego powodu kłopotów. Obawiał się, żeby buty nie dostały się w niepowołane ręce, albo nie zaszkodziły im. Oskar wrócił do domu zawiedziony, że nie zostanie milionerem, ale szczęśliwy, że posiada jedyne magiczne buty. Chłopak chodził tylko w nich, aż do pewnego pechowego dnia, gdy poszedł na basen. Kiedy on pływał jakiś złodziej ukradł pozostawione w szatni najładniejsze buty. Zabrał także wyjątkowe buty Oskara. Gdy chłopak dowiedział się o tym był załamany. Stracił swój największy skarb. Pozbawiony butów wracał do domu w klapkach, jednak nie tym się martwił. Nie wiedział jak powiedzieć kolegom, że nie jest super graczem. Albo wytłumaczyć wszystkim, że nie potrafi już szybko biegać. Natomiast złodziej nie docenił wyjątkowych butów. W jego torbie niezwykłe buty znów zmieniły swój kształt. Stały się dziwaczne i staromodne. Szybko zrozumiały co się stało i nie chciały należeć do przestępcy Nie zamierzały mu służyć ani pomagać. Nie zasługiwał na nie i dlatego postanowiły zmienić wygląd. Nie żałowały kiedy zdziwiony złodziej wyrzucił je do kosza na ulicy. Co prawda nie wiedziały co je czeka, ale miały swoją moc. Niebawem wystawiły z kosza brązowe, błyszczące czubki. Uważnie przyglądały się przechodniom. Pierwszy przeszedł wysoki pan, potem pani z wózkiem i rowerzysta, lecz żadne z nich nie spojrzało na kosz na śmieci. Czas mijał a one czekały w gotowości. Wiedziały, że ktoś w końcu je zauważy. I tak się wkrótce stało. Zobaczyła je pewna pani. Wyjęła z kosza i przyjrzała im się uważnie. Wyglądały staromodnie, ale elegancko .Były dziwne, ale podobały jej się. Nigdy nie miała takich, więc zabrała je. Buty cieszyły, bo czuły, że trafiły w dobre 3 Sekret Pieskowej babciPani Zosia mieszkała w małym mieszkanku na trzecim piętrze . Była samotna i żyła bardzo skromnie. Brakowało jej pieniędzy na wiele rzeczy, lecz mimo to była pogodną i bardzo miłą osobą. Lubili i znali ją wszyscy mieszkańcy bloku. Tego dnia pani Zosia wracała do domu bardzo zadowolona. Cieszyła się z pięknych, znalezionych butów i miała nadzieję, że będą na nią pasować. Kiedy wreszcie ubrała je była zachwycona. Pasowały doskonale i były niesamowicie wygodne. Choć nie zamierzała już nigdzie wychodzić, to nagle nie mogła powstrzymać się od spaceru. Prawie biegiem zeszła na dół a potem do parku. Miała mnóstwo energii. Podskakiwała z radości. Zauważyła staruszka siedzącego na ławce z wyrywającym się psem.– Chyba piesek chciałby pospacerować? – spytała– O tak. On chciałby, ale ja nie mam siły – odpowiedział staruszek– To może ja się z nim przejdę? – zaproponowała pani Zosia– Jeśli pani może to bardzo proszę. To jest Zosia z Reksiem na smyczy spacerowała i biegała przez całą godzinę, aż piesek miał dość. Od dawna nie czuła się tak wspaniale. Umówiła się ze staruszkiem, że następnego dnia też wyprowadzi Reksia. Wracając do domu niespodziewanie natknęła się na policyjny pościg. Dwóch policjantów goniło jakiegoś mężczyznę.– Stój złodzieju! – wołał jeden z nich– Poddaj się! Mamy cię! – krzyknął drugi, choć nie mieli szans żeby go złapać. Z każdą chwilą oddalał się coraz bardziej. W tym momencie ktoś jeszcze ruszył w pogoń. Była to pani Zosia. W nowych butach niezwykle szybko dogoniła złodzieja i przewróciła na chodnik. W końcu dobiegli policjanci, a zaskoczony złodziej z niedowierzaniem patrzył na drobną kobietę, która właśnie położyła go na łopatki. Oj gdyby wiedział, że to dzięki butom, które niedawno ukradł, a potem wyrzucił do kosza, nigdy by sobie nie darował.– Dziękujemy pani za pomoc – powiedział jeden z funkcjonariuszy – gdyby nie pani wymknąłby się nam.– A co on zrobił? – spytała pani Zosia.– Okradł szatnię na basenie. Na szczęście ma swoje łupy, więc wszyscy odzyskają skradzione buty.– Aha to złodziej butów? – kobieta spojrzała podejrzliwie na nowe dziwaczne buty.– Zgadza się. Ukradł same najnowsze, sportowe modele – uspokoił ją policjant, widząc jak przygląda się swoim butom – Ale nie ma co się martwić, dzięki pani posiedzi w więzieniu i nic już nie Zosia zrozumiała, że złodzieje nie kradną takich butów, jak te które miała na nogach. Może nie były modne, ale były niesamowite. Szczęśliwa wróciła do swojego dnia w szkole Oskar był bardzo smutny Kiedy chłopcy jak zwykle umawiali się on oznajmił:– Ja nie idę grać– Czemu Oskar? Chodź jesteś najlepszy!– Dziś nie mogę – skłamał.– Bał się, że bez szczęśliwych butów znów będzie słaby. Zadzwonił do dziadka i powiedział mu o kradzieży.– Oj szkoda ich naprawdę – zmartwił się szewc– Mam nadzieje, że złodziejowi te buty nie pomogą – powiedział Oskar– Na pewno nie – stwierdził dziadek. – Może mu nawet tym czasie pani Zosia spotykała się ze znajomym staruszkiem w parku by wyprowadzić jego pieska, a koledzy Oskara na boisku. Dziwne uczucie zmusiło panią Zosię, by podeszła do grających w piłkę chłopców. To buty szukały na boisku Oskara. Niestety nie było go. Buty zasmuciły się, gdyż liczyły że go tam znajdą. Żałowały, że nie mogą pograć. Dobrze, że przynajmniej mogły biegać z panią Zosia i Reksiem. Z nową właścicielką też było fajnie. Pani Zosia z każdym dniem miała coraz więcej ruchu. Staruszek zaproponował jej zapłatę, jeśli będzie codziennie wyprowadzać Reksia. Oczywiście zgodziła się. Wkrótce też poznała w parku kolejną osobę potrzebującą pomocy przy wyprowadzaniu psa. Z dwoma pieskami raziła sobie bez problemu i coraz więcej dorabiała. Niebawem okazało się, że wiele osób w okolicy ma psy, z którymi nie może spacerować. A ona kochała psy i na spacerach z nimi czuła się wspaniale. Po tygodniu miała dziesięć psów do wyprowadzenia każdego dnia. W parku wszyscy oglądali się na babcię prowadząca na smyczach po dwa lub trzy pieski równocześnie. Biegała z nimi jak nakręcona.– Hej Pieskowa babciu – tak wołali za nią dwaj bracia bliźniacy na hulajnogach – Ale ty masz formę . Antek i Franek do tej pory byli najszybsi w parku. Nikt nie miał z nimi szans, aż ona ich przegoniła.– Jak pani to robi?– Gdzie pani trenuje? – słyszała ciągle od obcych ludzi na ulicy i w Zosia wiedziała, że to zasługa znalezionych butów. Nie mogła jednak nikomu zdradzić swojego sekretu. Co prawda znalazła te buty, ale ktoś mógł ich szukać. Nie wiedziała dokładnie jak one działają. Podejrzewała, że to jakiś nowy wynalazek. Może z Chin, albo z Ameryki? Gdyby przyznała się do posiadania super butów mogłaby mieć kłopoty. Wolała więc udawać super niedzieli w parku odbywały się zawody w bieganiu. Zebrało się mnóstwo ludzi. Niektórzy uczestniczyli w biegu, a inni przyszli popatrzeć i kibicować. Pani Zosia jak zwykle przyszła wyprowadzić pieski. Nagle usłyszała z głośników wołanie. To ją wzywano:– Uwaga! Uwaga! Prosimy o zgłoszenie się do biegu Pieskową pobiegła w kierunku startu:– O nareszcie jest pani! – zawołał czekający tam Antek– Baliśmy się, że nie zdążysz Pieskowa babciu – powiedział drugi czekający bliźniak Franek– Ale na co nie zdążę? O co chodzi? – pytała pani Zosia– Na bieg oczywiście. Zapisaliśmy panią.– Pieskowa babciu jesteś najlepsza. – tłumaczyli jej bracia– Mam wystartować? Ale co będzie z pieskami?– My się nimi zajmiemy. Spokojna głowa – zaproponował Antek– Właściwie to niezły pomysł! Chętnie spróbuję swoich sił – zgodziła sięWkrótce wszyscy wystartowali. Niestety pani Zosia została w tyle. Nie łatwo było dogonić świetnych biegaczy. Pomimo, że biegła ile sił w nogach, a magiczne buty robiły co mogły wciąż przegrywała. Prowadził wysoki, wysportowany pan. Za nim biegła grupka chłopaków i dwie dziewczyny, a potem jeszcze sporo różnych osób. Antek i Franek dopingowali ją z całych sił. Jej pieski szczekały, a wszyscy znajomi z parku wołali:– Pieskowa babciu dalej! Szybciej! Szybciej!W końcu Pani Zosia uwierzyła w siebie. Zapragnęła wygrać ten bieg, a magiczne buty chciały jej w tym pomóc. Nagle przyśpieszyła i zaczęła po kolei wyprzedzać rywali. Był szybka i silna. Wiatr rozwiewał jej siwe włosy spięte w mały koczek. Super babcia zostawiła wszystkich daleko w tyle.– Hurra ! Wołał zachwycony tłum gdy pierwsza dobiegła do metyAntek i Franek z dwoma pieskami na smyczach rzucili się jej na szyję: – Jesteś super! Wiedzieliśmy że wygrasz!– Dziękuję chłopcy, że uwierzyliście we mnie. Cieszę się, że pobiegłam. Zapraszam was na wielkie lody. Idziecie ze mną?– Jasne!– Pewnie – wołali chłopcyButy też cieszyły się z wygranej. Pierwszy raz ścigały się i były babcia dostała za pierwsze miejsce ogromny telewizor. Była bardzo szczęśliwa. Nigdy nawet o takim nie 4 Marzenie LauryPewnej soboty do parku przyszła Laura. Skończyła dopiero osiem lat, ale była bardzo odpowiedzialna i mądra. Długie blond włosy splecione miała w warkocz, na ramię zarzucony niewielki plecak, w kieszeni nosiła komórkę a w rękach dwie kule. Musiała ich używać chodząc, ale i tak to był sukces. Jeszcze niedawno jeździła na wózku inwalidzkim, gdyż urodziła się z niepełnosprawną nóżką. Na szczęście udało się ją zoperować i mogła chodzić z pomocą kul. Dziewczynka wierzyła jednak, że wkrótce całkiem wyzdrowieje. Wymagało to dużo wytrwałości i chodzenia, dlatego ćwiczyła nawet gdy rodzice pracowali. Spacerowała wtedy w parku. Marzyła by biegać, jeździć na rowerze czy rolkach jak inne dzieci. Nagle zobaczyła Pieskową babcię z gromadką psów. Bardzo jej zazdrościła. Uwielbiała psy, a do tego super babcia budziła jej podziw. Pani Zosia zauważyła, że jest obserwowana i podeszła.– Chcesz pogłaskać pieski?- spytała– Tak, bardzo. Wszystkie są pani?– Nie. Ja je tylko wyprowadzam.– Zazdroszczę pani – powiedziała Laura. – Też bym chciała, jak pani biegać– Nie martw się. Na pewno kiedyś będziesz.– Na razie raczej nie. Ale może jakiś cud albo magia pomogą– Ja ci pomogę – powiedziała pani Zosia– Jak? Jest pani lekarzem?– Nie, ale pomogę ci w inny sposób. Zamieńmy się butami.– Po co? Dlaczego?- pytała dziewczynka– Wiem, że to dziwne, ale ja mam wyjątkowe buty. W nich będziesz chodzisz. ZobaczyszSłysząc to Laura od razu zdjęła swoje baleriny i zamieniły się. Na jej nogach duże dziwaczne buty szybko zmieniły się. Doskonale pasowały i były bardzo podobne do jej balerinek. Laura od razu poczuła wielka siłę i odwagę by zacząć samodzielnie chodzić. – Moje nogi naprawiły się! Ja chodzę!- wołała– Mówiłam, że ci pomogę. Ale nie mów nikomu o tym. Wiesz to tajemnica.– Dobrze. Nikomu nie powiem. Dziękuje pani- powiedziała dziewczynka – Ale muszę już iść. Bardzo chce mi się chodzić.– Powodzenia i dużo chodzenia – zawołała za nią pani była najszczęśliwsza na świecie. Samodzielnie doszła do boiska , gdzie chłopcy grali w piłkę. Tym razem był wśród nich Oskar. Buty widziały go i chętnie pokopałyby piłkę, ale niestety nie mogły. Teraz były potrzebne komu innemu. Oskar natomiast nadal martwił się martwił o swoją tajemnicę. Nie miał pojęcia, że jego magiczne buty są tak blisko. Od dawna nie grał i kłamał kolegów, że boli go ząb czy brzuch. W końcu nie mógł już nic wymyślić.– Trudno, znów będę najsłabszym graczem, ale przynajmniej będę na boisko w zwykłych trampach i zaczął grać. Okazało się, że nic się nie zmieniło. Gdy tylko kopnął piłkę to trafiała do bramki. Oskar nadal był świetny. Nie potrzebował już magicznych butów, żeby dobrze grać. Był bardzo szczęśliwy. Dzięki wyjątkowym butom nauczył się celnie kopać i szybko biegać. Te umiejętności zostały w nim i mógł to robić w każdych przez chwile z zazdrością obserwowała chłopców. Magiczne buty patrzyły tylko na Oskara. Były z niego dumne i radośnie się wyginały. Laura poczuła, że wkrótce dzięki nowym butom też będzie mogła grać w piłkę. Musiała jednak już wracać, gdyż była mówiona z mamą. Postanowiła zrobić jej niespodziankę. Usiadła na ławce. Gdy ją zobaczyła wstała i uważnie ale bez kul poszła w jej kierunku.– Lauruniu!Ty sama chodzisz!– Tak mamo. To magia – Jestem zdrowa.– Widzę córeczko. Uwierzyłaś i to pomogło. Bardzo cię kocham i jestem z ciebie dumna – nie przyznała się do zamiany butów. Nie mogła, bo obiecała to Pieskowej babci, a poza tym sama nie wiedziała, czy to prawda. Czasem dużo marzyła i potrafiła wyobrażać sobie różne rzeczy. Kiedy patrzyła na swoje baleriny to wyglądały tak samo jak zawsze. – Chyba rzeczywiście sama wyzdrowiałam? – pomyślała.– W tym czasie Pieskowa babcia w za małych balerinach Laury wciąż biegała po parku. Nic się nie zmieniło. Nadal miała mnóstwo energii i czuła się wspaniale. Magiczne buty bardzo poprawiły jej kondycję i wiarę w swoje możliwości, więc już ich nie 5 Latające butyLaura z każdym dniem chodziła coraz lepiej. Jej nogi stały się silne, a dobry nastrój i szczęście pomagało w leczeniu. Wkrótce umiała nie tylko chodzić, ale też biegać i skakać. Była najszczęśliwsza na świecie. Dziewczynka wreszcie mogła robić wszystko to, co inne dzieci. Wciąż miała nowe pomysły i próbowała różnych razu wybrała się z rodzicami do parku rozrywki. Nie takiego dla małych dzieci, ale do największego z możliwych. Cieszyła się na widok ogromnych pędzących rollerkasterów. Musiała spróbować przejażdżki niemal na każdym z nich. Co to było za uczucie, kiedy zjeżdżała pędem z wysoka. Zupełnie jakby latała. Czuła się jak we śnie. Buty na jej nogach też były zachwycone. Baleriny nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczały. Nagle jednak wydarzyło się coś nieprzewidzianego. Zafascynowana Laura nie czuła jak pod wpływem pędu na szczycie roolerkastera balerinki zsuwają się jej z nóg. Najpierw jeden but, a po chwili drugi zaczęły spadać w dół. Leciały unoszone wiatrem, kręciły się i wirowały. Zupełnie jak spadochroniarze skaczący z samolotów. Śmiały się i piszczały z zachwytu. Wkrótce spotkały w powietrzu więcej wolnych latających butów. Były tam klapki, skórzane sandały oraz inne baleriny. Wszystkie wirowały, aż w końcu wpadły w wysoką nie koszoną trawę pod rollerkasterem. Na szczęście upadek nie uszkodził balerin Laury, ani żadnych innych butów. Gdy rollerkaster wyhamował pan z obsługi wszedł w zarośla i zbierał pogubione buty. Pracownicy przyzwyczaili się, że po każdej przejażdżce ktoś z pasażerów wysiada boso i muszą szukać ich butów. Laura ucieszyła się kiedy odzyskała swoje baleriny i podążyła na kolejną atrakcję. Buty też były bardzo zadowolone, bo nie spodziewały się takich przeżyć tego nastała jesień i mama Laury kupiła jej cieplejsze buty. Na szczęście Laura nie potrzebowała już tych magicznych. Była całkiem zdrowa i potrafiła chodzić w każdych butach. Mama Laury postanowiła oddać całkiem dobre baleriny córce sąsiadki Dominice. Magiczne baleriny z żalem pożegnały Laurę, ale miały nadzieję że z nową właścicielką też będą szczęśliwe. Dominika ucieszyła się z podarowanych butów i zabrała je do szkoły jako zmienne. Nie znała ich tajemnicy, ale od pierwszego dnia poczuła, że są jakieś dziwne. W szkole nie umiała usiedzieć w ławce. Buty nudziły się ,więc robiły wszystko żeby zachęcić dziewczynkę do ruchu. Smyrały i łaskotały ją w stopy. Dominika nie potrafiła skupić się na lekcjach, gdyż trudno było to wytrzymać. Obawiając się gorszego łaskotania siedziała nawet na przerwach. Nie domyśliła się że butom potrzebny jest ruch. Męczyła się ona i baleriny. W końcu lekcje skończyły się i dziewczynka ubrała inne buty, a baleriny zamknęła w szkolnej szafce. Uwięzione w szkole były strasznie smutne i miały nadzieje, że następnego dnia będzie lepiej. Niestety nic się nie zmieniło. Tak jak poprzedniego dnia przesiedziały wszystkie lekcje i przerwy. Podobnie mijały też kolejne dni. W końcu buty nie wytrzymały. Z powodu smutku, nudy i złego humoru niespodziewanie zmieniły swój kształt. Kiedy rano Dominika otwarła szafkę zobaczyła w niej strasznie dziwaczne i śmieszne buty zupełnie jak od klauna.– Uhhh – krzyknęła – Co to jest?– Hahaha – usłyszała za plecami – Ale buciory! Hahaah! – śmiał się na cały głos piegowaty Marek, uznawany za największego łobuza w stała jak zamurowana. Myślała, że to jego jego sprawka. Widocznie zrobił jej kawał.– Zabieraj te buty – wykrzyknęła i rzuciła w jego stronę.– Dobra jasne. Hahaha – zawołał Marek – Ale ubaw!Wybiegł z koszmarnymi buciorami na boisko gdzie jego koledzy właśnie puszczali latawiec.– Patrzcie co mam. To buciory Dominiki. Hahaha. Dała mi je właśnie.– Pokaż, ale śmieszne – powiedział Igor– Słuchajcie przywiążmy je do latawca. Zobaczymy czy poleca w górę? Ale się wszyscy od razu spodobał się ten pomysł. Po chwili magiczne buty przywiązane do czerwonego latawca unosiły się pomału w górę. Początkowo latawiec chwiał się z dodatkowym ciężarem i nie mógł wznieść się wyżej, lecz wkrótce mocniej zawiało. Igor trzymający sznurek nie spodziewał się, że latawiec nagle wystrzeli w górę wyrywając mu jego koniec z dłoni.– Łapać latawiec!- wykrzyknął Marek, jednak na to nie było już szans. Wiatr uniósł go razem z dziwnymi butami wysoko ponad czubki drzew i pognał w kierunku centrum miasta– Ty gapo! – krzyczał wściekły Marek na Igora – jak mogłeś wypuścić sznurek. Miałem jeszcze tyle pomysłów co zrobić z tymi butami, a teraz wszystko przepadło. Buty natomiast były zachwycone. Nie spodziewały się, że znów będą latać. Było inaczej niż kiedy, spadały z rollerkastera. Wtedy pędziły z góry na ziemię, a teraz unosiły się w górze lekko i spokojnie jak paralotniarze albo puszki dmuchawców. Z góry patrzały na miasto i szczęśliwe śmiały się do siebie. Buty nie wiedziały co je teraz czeka? Gdzie wylądują i do kogo trafią tym razem? Czy będą dużo chodzić, czy może grać w piłkę lub biegać?. Miały wielkie nadzieje, że trafią w dobre miejsce. Niespodziewanie zauważyły znajomy budynek z białym szyldem przy drzwiach. Był to zakład szewski pana – zawołały do siebie – Jesteśmy w domu. Szarpnęły jednocześnie latawcem by zniżyć lot. Potrafiły już dobrze nim sterować i chciały wylądować przy drzwiach szewca. Podskoczyły i latawiec zaczął delikatnie opadać w wybrane miejsce. Wkrótce leżały pod jego drzwiami. Gdy Alfred wyszedł od razu zauważył czerwony latawiec. Podniósł go i zobaczył przywiązane do niego dziwaczne buty.– A niech mnie! Ja chyba śnię – zawołał – Moje wyjątkowe buty! To jakiś cud albo magia. Same mnie odnalazły i buty bardzo cieszyły się, że niespodziewanie odnalazły Alfreda. Chciały mu odpowiedzieć: – Tak wróciłyśmy – lecz niestety nie mogły. Starały się dać mu jakiś znak, że są szczęśliwe. Wyprężały brązowe, błyszczące czubki zupełnie jakby się cieszył się, że je odzyskał. Postanowił je odnowić, a następnie schować gdyby ich właściciel wrócił. Wiedział jaką mają moc, więc wolał ich pilnować, aby nie zostały znów 6 Trzy moce butówMijały tygodnie, a naprawione niezwykłe buty leżały w pudełku. Były smutne i nieszczęśliwe. Po wszystkich swoich przygodach, nie chciały bezczynnie czekać. Najgorsze było to, że nie wiedziały, czy ktoś w ogóle po nie przyjdzie. Martwiły się co będzie dalej? Na szczęście wreszcie coś się wydarzyło. Do zakładu szewca przyszedł pewien chłopiec. Mama przysłała go po odbiór butów z naprawy.– Dzień dobry – przywitał się chłopiec zamykając za sobą drzwi – Przyszedłem po buty z teatru. Wie pan, po te na przedstawienie.– Dzień dobry – odpowiedział schowany na zapleczu szewc – Niestety jestem bardzo zajęty i nie mogę teraz podejść. Weź je proszę. Są gotowe. Leżą w pudełku na półce przy drzwiach.– Dobrze – odpowiedział chłopiec i podszedł do półki, na której stały dwa pudła. Otworzył pierwsze i zobaczył dziwaczne brązowe buty pasujące do teatru. Zabrał pudło, pożegnał szewca dziękując mu głośno i wybiegł z zakładu.– Do widzenie – odpowiedział mu Alfred nie podejrzewając kłopotów. Za to magiczne buty podskakiwały z radości obijając się o boki pudełka.– Będziemy grać w przedstawieniu. W teatrze. Hurra! – wołały do dotarły na miejsce. Chłopak podał pudło mamie, która była kostiumografem, a ona aktorce..– Co to za paskudne buty – krzyczała w szatni Klementyna. Jak ja będę wyglądać? Ohyda. Kto zrobił dla mnie takie dziwaczne buty? – Aktorka już zamierzała iść na skargę do kostiumografa kiedy nagle reżyser wezwał ja na scenę.– Robimy próbę – zarządził – Musisz dużo ćwiczyć, bo niedługo przedstawienie. w dziwacznych butach zaczęła tańczyć. Najpierw trochę niepewnie, nawet niezdarnie lecz z każdą chwilą coraz lepiej. Magiczne buty nigdy do tej pory nie tańczyły, ale były tym zachwycone. Nie spodziewały się czegoś tak fajnego. Radośnie podskakiwały, wykręcały wymyśle piruety a nawet salta. Reżyser podziwiał Klementynę. Do tej pory tańczyła fatalnie. Choć marzyła o wielkiej karierze to na scenie ruszała się powoli i niezgrabnie. Nic nie zapowiadało takiej przemiany.– Dziewczyno! Kiedy ty się tego nauczyłaś? – pytał – Zaskoczyłaś mnie!– Zawsze mówiłam, że mam talent, tylko pan tego nie dostrzegał – odpowiedziała zarozumiale aktorka – Powinnam dostać główną rolę. Chcę być gwiazdą!– Tańcz tak dalej, a zostaniesz – odpowiedział próbie dumna Klementyna przechwalała się w szatni przed innymi aktorkami:– Mam talent! Wiedziałam o tym od zawsze. Tańczę najlepiej z was – Zdjęła swój strój, a potem cisnęła w kąt buty – Są ohydne – powiedziała – Jutro karzę je buty jeszcze nigdy nie czuły się tak obrażone. Słyszały już że są dziwaczne i staromodne ale nie ohydne. Po tym jak starały się pięknie tańczyć liczyły na jakieś miłe słowa. Cóż jednak miały zrobić? Pokochały taniec i chciały zostać w teatrze. Miały nadzieję, że następnego dnia Klementyna doceni je i jeszcze będą z nią szczęśliwe. Niestety okazało się, że zarozumiała aktorka nie lubi ich i nie ma pojęcia o ich mocy. Uważała, że jest wyjątkowo uzdolniona. Chciała nawet zmienić buty na inne. Na szczęście reżyser nie zgodził się. Magiczne buty cieszyły się, że przynajmniej on je docenia, więc na próbach tańczyły najlepiej jak mogły. Dzięki nim Klementyna dostała w końcu główną rolę w przedstawieniu. Była bardzo pewna swego talentu. Do premiery został jeden dzień. W tym czasie szewc Alfred zorientował się, że pomylono kartony z butami. Postanowił udać się do teatru, aby dostarczyć właściwe buty a odebrać swoje.– Dzień dobry – przywitał reżysera kończącego ostatnia próbę – Przepraszam, ale muszę wyjaśnić panu pewną pomyłkę. Jestem szewcem i niechcący oddałem niewłaściwe buty. Chciałbym odzyskać moje takie nieco dziwaczne i przyniosłem właściwe. Oto one – podał mu zwykłe lakierki.– Szkoda – powiedział reżyser – Zauważyłem, że jedna z aktorek ma dziwne buty, ale podobały mi się. Myślałem, że to część kostiumu. Może moglibyśmy zostawić je w teatrze? – spytał– O nie! Niestety – odmówił szewc – Muszę je odzyskać, gdyż nie należą do mnie. Spodziewam się że ich właściciel po nie wróci. Rozumie pan.– Oczywiście – powiedział reżyser. Zaraz je panu oddam. Przy okazji zapraszam na nasze przedstawienie. Jutro jest premiera. Mam jeden wolny bilet i zastanawiałem się właśnie komu go podarować. Proszę go przyjąć i przyjść jutro.– Wspaniale – ucieszył się szewc – Na pewno z dziwacznymi butami wrócił do zakładu. Odetchnął z ulgą, że je odzyskał. Bał się, że znowu przepadły. Był szczęśliwy, lecz buty smuciły się. Chciały wystąpić w przedstawieniu. Tyle ćwiczyły i uwielbiały to. Zastanawiały się, czy zarozumiała Klementyna czegoś się od nich następnego dnia Alfred wystrojony w najlepszy garnitur udał się do teatru. Było tam mnóstwo gości. Wszyscy czekali na zapowiadane od dawna przedstawienie. Tańczyć miała nowa gwiazda Klementyna. Wreszcie zaczęło się. Na początek zaplanowano występ śpiewaków, a potem gwiazdę wieczoru. Klementyna w nowych butach wybiegła na scenę. Niespodziewanie potknęła się i upadała. Szybko wstała próbując tańczyć. Niestety nie umiała. Podskakiwała niezdarnie i obracała się w kółko. Widzowie gwizdali i śmiali się.– To chyba jakiś żart – zawołał ktoś z widowni.– Zabierzcie ta niezdarę– Oddajcie nam pieniądze za bilety! – wołali robiła co mogła lecz każdy jej ruch był coraz gorszy. Nie rozumiała co się stało? Jeszcze wczoraj miała wielki talent, a teraz nagle znikł. Jak to możliwe? Owszem nie przykładała się do ćwiczeń, ale po co skoro tańczyła wygwizdali zarozumiałą aktorkę i wyszli z teatru. Nikt nie wiedział dlaczego zepsuto to przedstawienie?Czemu aktorka nie umiała tańczyć? Jedynie szewc Alfred domyślał się co się stało. Klementyna tańczyła wcześniej w magicznych butach, jednak niczego się od nich nie nauczyła. Buty nie dały jej prawdziwych umiejętności, bo na nie nigdy nie zasługiwała. Była złośliwa, niemiła i leniwa. Dzięki nim mogła stać się wielką tancerką, ale była zbyt zarozumiała. W szatni teatru płakała i przepraszała wszystkich za swój nieudany występ. Przyznała, że była zbyt pewna siebie i nie pracowała nad umiejętnościami. Zrozumiała, że będzie musiała dużo ćwiczyć jeśli nadal pragnie zostać gwiazdą. Nic nie przyjdzie samo bez wysiłku nawet jeśli ma się magiczne buty. Trzeba samemu wziąć się do kilka dni i ktoś niespodziewanie przyszedł do zakładu szewskiego. Ubrany był elegancko, ale jakoś staromodnie.– Dzień dobry – przywitał się uprzejmie – Przyszedłem odebrać moje nie wierzył własnym oczom. Stał przed nim właściciel dziwacznych butów.– Czy udało się je naprawić?- spytał nieznajomy.– Tak oczywiście. Czekają na pana – odpowiedział Alfred i poszedł po nie na zaplecze.– O to doskonale, że czekają na mnie. Powiem panu, że zastanawiałem się, czy wytrzymają tak długo w pudełku.– Nie rozumiem? – zdziwił się szewc– No tak przecież nie wyjaśniłem panu, że to nie są zwyczajne buty. Są magiczne, a ja jestem czarodziejem. Za pomocą trzech pierścieni dałem im trzy moce. Jeden sprawił, że potrafią się zmieniać, drugi że mogą zmieniać ludzi, a trzeci dał im moc rozwagi ,aby dobrze wykorzystywały swoje umiejętności.– To niesamowite co pan mówi – powiedział szewc – Przepraszam, ale nie wiedziałem że są czarodzieje, a buty mogą być magiczne.– Niestety jest nas niewielu. Lecz można spotkać czarodzieja w każdym zwykłym miejscu.– Rozumiem, ale dlaczego zaczarował pan te buty?– Zaczarowałem je aby pomagały tym którzy na to zasługują, karały tych którzy coś przewinili i dawały nauczki tym którzy powinni coś w sobie zmienić. Zawiodłem się, że nic nie zrobiły przez tak długi czas.– Oj tego nie powiedziałem – uśmiechnął się Dla mnie zrobiły bardzo dużo. Dla mojego wnuka również. Myślę, że sporo też działo się kiedy je straciłem.– Doprawdy pomogły panu to cudownie. Właśnie na to liczyłem. Bardzo się cieszę. I mówi pan że zginęły, a jednak ma je pan. Jak to się stało?– Same do mnie wróciły – odpowiedział z dumą szewc.– To wspaniale polubiły pana. Mam Alfredzie prośbę: Przypomniało mi się właśnie, że bardzo się śpieszę. Przechowaj te buty, bo nie mogę ich teraz zabrać. Wrócę po nie za jakiś bajki jest Iwona Kałuża. Więcej bajek na stronie
Nagrody Cała Polska czyta dzieciom - książki dla dzieci 0-4 lat Opis książki Zielony żółw Franklin znany jest dzieciom na całym świecie z serii powszechnie lubianych książeczek oraz popularnych filmów animowanych. Każdy tomik to osobna historia o niezwykle ważnych sprawach z życia przeciętnego kilkulatka. Tym razem Franklin próbuje przezwyciężyć strach przed burzą. Postacie wykreowane przez autorki są wzorcem nie tylko dla dzieci, lecz także dla rodziców, a ich przeżycia pozwalają odnaleźć się w niełatwych sytuacjach życiowych. Franklin bardzo boi się burzy. Koledzy pomagają mu przezwyciężyć ten strach, wymyślając wesołe historyjki na temat tego zjawiska. W końcu burza się kończy, ale czy starania kolegów przyniosły pożądane efekty? Kup teraz Warto zobaczyć W domuW mieścieWycieczkiKsiążkiDla rodzicaKonkursyRozrywkaSpecjalneKatalog
Lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim przyjaciół poznaje się w polskie © Piotr Walczak, 2022 Pewnego razu, przez wielką pustynię wędrowała karawana. Podróżni jechali na wielbłądach i koniach przez wiele dni, co jakiś czas zatrzymując się w oazach, gdzie uzupełniali zapasy wody i odpoczywali przed dalszą wędrówką. Któregoś dnia na pustyni rozpętała się burza piaskowa. Wicher wzniecił takie tumany piasku i pyłu, że zrobiło się ciemno i nic nie było widać. Trwało to przez kilka godzin. Kiedy burza ucichła, a tumany opadły, okazało się, że brakuje jednego wielbłąda, konia i… osła, który także podróżował razem z karawaną. Podróżnicy pogodzili się z utratą zwierząt i podążyli w dalszą drogę. Tymczasem zagubiony koń szedł przed siebie oszołomiony niedawną burzą i natrafił na wielbłąda. Wielbłąd był na wpół przysypany piachem i nie mógł ruszyć się z miejsca. – Pomogę ci się wydostać – powiedział koń i kopytami zaczął odgrzebywać piach, w którym ugrzązł wielbłąd. Po jakimś czasie piasek był już na tyle rozgarnięty, że wielbłąd mógł samodzielnie stanąć na nogi. – Dziękuję przyjacielu – rzekł do konia. – Teraz musimy odnaleźć karawanę. – Ale jak? – strapił się koń. – Nie wiadomo w którą poszli stronę. – Karawana poszła na północ – oświadczył wielbłąd. – Tak się składa, że znam się na kierunkach świata i wiem, w którą stronę trzeba iść. Wyruszyli więc we dwójkę, a kierunek wyznaczał wielbłąd. Po jakimś czasie natrafili na zagubionego osła, który dołączył do nich i dalej podróżowali już we trójkę. Wędrówka była bardzo wyczerpująca, a karawany nigdzie nie było widać. Doskwierał im upał i pragnienie. Szczególnie to ostatnie mocno im się dawało we znaki. Kiedy więc dotarli do malutkiej oazy z kilkoma palmami i studnią, cała trójka bardzo się ucieszyła. Obok studni stało wiadro wypełnione wodą. Gdy osioł zobaczył wodę, rzucił się pędem w jej kierunku. – Zaczekaj – krzyknął za nim koń. – Ostrożnie! Osioł na ten krzyk jednak nie zważał. Dobiegł do wiadra, ale nie wyhamował w porę i uderzył w nie nogą. Wiadro wywróciło się, woda wylała i natychmiast wsiąkła w piasek. Kiedy koń z wielbłądem dobiegli do studni, zastali osła jak zlizuje kilka ostatnich kropel z wiadra. – Ech, ty ośle – jęknął koń. – Starczyłoby dla nas wszystkich, a teraz żaden się nie napije. Osioł zakwiczał na to głupawo, a wielbłąd w ogóle się nie odezwał. Cała trójka zajrzała do studni. Woda była głęboko. Tylko człowiek mógł spuścić wiadro na dół i ponownie je napełnić. Człowieka jednak w oazie nie było. – Wygląda na to, że nasza karawana tu była i ludzie napełnili wiadro wodą – powiedział wielbłąd i wskazał na ślady w piasku, które ginęły gdzieś na północnym horyzoncie. – Musimy iść za nimi – dodał i ruszył po śladach. Koń poszedł za wielbłądem, a za koniem osioł. Wędrowali tak przez długi czas, coraz bardziej wyczerpani, aż w końcu dotarli do kolejnej oazy. Osioł dostrzegłszy studnię z daleka, nabrał nagle niespożytych sił i puścił się w te pędy w jej kierunku. – Zaczekaj! – krzyknął koń i pobiegł za nim. Wyprzedził osła i zagrodził mu drogę do wiadra, które stało obok studni wypełnione wodą, tak jak w pierwszej oazie. – Pozwólcie najpierw mnie się napić – poprosił osioł, gdy dołączył do nich wielbłąd. – Jestem najmniejszy i najmniej wytrzymały z nas trzech. Koń popatrzył pytająco na wielbłąda. – Cóż, ja najdłużej mogę wytrzymać bez wody – powiedział wielbłąd. – Ty decyduj, czy osioł pierwszy może się napić – rzekł do konia. Koń spojrzał na osła, który zrobił bardzo nieszczęśliwą minę. Żal mu się go zrobiło, i mimo, że bardzo chciało mu się pić, zgodził się, żeby ten napił się pierwszy. Osioł rzucił się z radosnym kwikiem do wiadra i zaczął pić. Nim się koń z wielbłądem spostrzegli, osioł wypił całą wodę. Ilustracja: Sebastian Bauman – Coś ty narobił!? – zarżał koń z oburzeniem. – Nie zostawiłeś dla nas nawet kropli! – No… tak się jakoś złożyło – zakwiczał osioł mlaskając, bo woda bardzo mu smakowała. Koń z wielbłądem zajrzeli do studni. Woda była głęboko i tylko człowiek mógł ponownie napełnić wiadro. Ludzie jednak odeszli wraz z karawaną. Osioł do studni nie zaglądał, bo woda już go nie interesowała. Położył się zadowolony w cieniu pod palmą i zaczął ziewać. – Musimy iść dalej – rzekł wielbłąd. – Na to wygląda – poparł go koń, mimo, że był bardzo wyczerpany. – Ja nie idę – odezwał się osioł. – Jestem zmęczony i muszę odpocząć – dodał i odwrócił się na drugi bok. Koń z wielbłądem popatrzyli po sobie i bez słowa ruszyli po śladach na piasku, które zostawiła karawana. Ślady ginęły gdzieś w wydmach na północy. Kiedy osioł podniósł głowę i popatrzył w tamtym kierunku, zobaczył tylko dwie majaczące sylwetki rozlewające się w falującym od gorąca powietrzu. Prychnął z zadowolenia i usnął. Koń z wielbłądem, słaniając się na nogach, wsparci jeden o drugiego, wędrowali jeszcze przez bliżej nieokreślony czas. Wszystko zlewało im się w jedno: pustynia, skwar i pragnienie wody. W końcu koń opadł już z sił zupełnie i runął na piasek. Wielbłąd nie był w stanie go podnieść i poszedł dalej. Zdawało mu się, że w oddali majaczą zielone liście palm. Koń śnił. Śnił, że galopuje po plaży wzdłuż bezkresnego jeziora. Nadbiegające fale omywały brzeg, a kopyta rozpryskiwały wodę na wszystkie strony. Krople spadały na grzywę i na łeb, przyjemny chłód rozlewał się po ciele. – Woda… – jęknął koń, poruszając łapczywie językiem i nozdrzami. Otworzył oczy. Nad nim stał wielbłąd i poił go wodą wprost ze swojego pyska. – Skąd masz wodę? – spytał koń z wysiłkiem. – W pobliżu jest oaza, studnia i wiadro wody. Nabrałem trochę i ci przyniosłem – odparł przyjaciel. Koń poczuł jak odzyskuje siły. Trudno było mu określić, czy te siły wracają pod wpływem wody, wdzięczności do wielbłąda, czy też pod wpływem bliskości oazy. Dość powiedzieć, że stanął na nogi i, podtrzymywany przez wielbłąda, zdołał dojść do studni w trzeciej oazie. Tutaj zgodnie wypili wiadro wody, odpoczęli nieco, a nabrawszy sił, ruszyli w ślad za karawaną, której świeże ślady ginęły gdzieś za linią piasku i nieba. I tak się stało, że gdy dotarli do następnej oazy, zastali w niej swoją karawanę. Co się stało z osłem, tak naprawdę nie wiadomo. Jedni mówią, że ruszył po jakimś czasie za wielbłądem i koniem, ale zgubił się na pustyni i przepadł bez wieści. Drudzy twierdzą, że odnalazła go inna karawana. Bez względu na to, jaki był ostateczny los osła, sprawdza się w tej historii mądrość przysłowia, że lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. Przysłowie o tym, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, również znajduje tu zastosowanie. K O N I E C Mam nadzieję, że bajka Ci się spodobała 🙂 Zapraszam do czytania innych opowieści z tej strony. Jeśli chcesz dorzucić cegiełkę do jej rozwoju, możesz kupić moją książkę „Herbus Poziomka” w wersji drukowanej, jako e-book lub audiobook. Pozdrawiam, Piotr Walczak Tak Piotrze, kupuję!
Autor nieznany Jaś i magiczna fasola Dawno, dawno temu, przed wieloma laty, daleko stąd, bo aż za siódmą górą i siódmą rzeką żyła sobie pewna biedna kobieta. Miała niedużego synka o imieniu Jaś, a w całym gospodarstwie jedną małą krowę. I oto nadszedł taki dzień, że oboje z chłopcem nie mieli już nic do jedzenia i nie było innej rady, jak ta, by pogonić krowę na targ i sprzedać ją. Rzekła więc matka do syna: – Wstań Jasiu jutro o świcie i pognaj naszą krówkę na targ. Tylko uważaj i dobrze ją sprzedaj, żebyśmy na tym nie stracili. Następnego ranka chłopiec popędził krowę na targ. Prędko znalazł tam kupca i jeszcze prędzej dobił z nim targu. Wymienili się tym co mieli. Jaś oddał krowę, a w zamian otrzymał … ziarnko fasoli. Po powrocie do domu zaraz pokazał matce, co dostał. Matka zapłakała gorzko z żalu, że syn oddał krowę za jedną mizerną fasolkę. Chłopiec pocieszał jak mógł. – Nie smuć się, Mamusiu, ten stary człowiek, co wziął naszą krowę powiedział mi, że jeszcze dziś wieczorem powinienem posadzić fasolkę, a wkrótce przekonam się, co z tego będzie. Zaraz też chłopiec rozejrzał się po małym ogródku, szukając najodpowiedniejszego miejsca dla fasolki. Postanowił posadzić ją tuż pod oknem, by móc na nią patrzeć i czekał niecierpliwie, co będzie dziać się dalej. Przy wieczorze nie mógł przełknąć ani kęsa. Zmęczony i pełen oczekiwania położył się do łóżka. Rankiem, gdy tylko się obudził, skoczył do okna i ujrzał, że jego fasolka wykiełkowała. Wychylił się z okna, ale nie zdołał dostrzec końca wychodzącego z ziemi pędu. Pomyślał, że jeśli wyjdzie na dwór, to stamtąd będzie mógł dokładnie obejrzeć sobie całą roślinkę. Wyszedł z chaty, przyjrzał się fasoli, ale nic nie mógł zrozumieć. Na próżno wpatrywał się w roślinę, bo i teraz nie mógł dojrzeć jej końca. Przywołał matkę i powiedział: – Zobacz Mamusiu, jak wysoko sięga fasolka. Muszę wdrapać się aż do jej końca. Matka bała się o syna, prosiła więc, aby tego nie robił, ale mimo to chłopiec, jak postanowił, tak i uczynił. Koło południa Jaś zaczął wspinać się po pędzie fasoli w górę. Wspinał się, wspinał i był już tak wysoko, że aż dostawał zawrotu głowy. Wtem, zupełnie nieoczekiwanie uderzył głową o sklepienie nieba. Ciekawie rozejrzał się dokoła. W sklepieniu tym zauważył mały otwór. Zajrzał tam i dostrzegł w oddali coś jasnego. Zaraz też pomyślał: – Skoro już dotarłem do końca pędu fasolki, chciałbym wiedzieć, co jest tam w środku. Zebrał całą odwagę i wśliznął się przez otwór. Niedaleko miejsca, gdzie się znajdował, stała mała chatka. – Teraz i tak już prawie noc – pomyślał – pójdę, poproszę tu o nocleg, a jutro wrócę do domu. W chatce spotkał kobietę, która na jego widok krzyknęła zdumiona: – Czego tu szukasz chłopcze? Mój mąż jest siedmiogłowym smokiem. Jeśli cię tu zobaczy, natychmiast cię pożre. – Och! – wykrzyknął przerażony Jaś i błagał gospodynię, aby zechciała go ukryć, bo bardzo boi się smoka. Gospodyni zrobiło się żal chłopca. Zgodziła się, a nawet zapytała: – Może jesteś głodny? – Och tak! Od wczoraj nic nie jadłem. Gospodyni nakarmiła więc zgłodniałego chłopca, a on szczerze podziękował jej za dobroć. – A teraz chodź – rzekła – ukryję cię, bo mój mąż niebawem wróci do domu. Jeśli zobaczy, że tu jesteś, zabije nas oboje. Ale gdzie by cię tu schować? – zastanawiała się. Wreszcie przyszło jej na myśl, że dobrze byłoby wtoczyć wielka misę do izby, wstawić ją pod łóżko i ukryć pod nią chłopca. Jaś był bardzo zmęczony, ale zarazem zbyt przerażony żeby zasnąć. Postanowił czuwać i obserwować, co też będzie się działo dalej. Z wybiciem godziny dwunastej usłyszał łomot i walenie do drzwi. Siedmiogłowy smok wpadł jak burza do izby, niosąc z sobą dużą, czarną kurę. Postawił ją zaraz na stole i wrzasnął: – Znieś jajko! Kura natychmiast złożyła na stole duże złote jajko. Zadowolony smok zaryczał znowu: – Znieś jeszcze jedno! I za każdym razem, na zawołanie smoka, kura znosiła złote jajko. Wkrótce smok przypomniał sobie, że jest bardzo głodny. – Żono, przynieś mi wieczerzę! – krzyknął Gospodyni dała mu jeść. Ledwo zjadł, już wołał, aby przyniosła mu skrzypce. Grał i zdawało się, że nie widzi nic dookoła, tak był zajęty swoją muzyką, gdy nagle zaczął węszyć. – Słuchaj kobieto, co to za obcy zapach jest w tym domu? – Uspokój się mój mężu i graj sobie, nie ma tu nikogo obcego. – Ależ tak! Mów mi zaraz, kto to jest, bo inaczej i ciebie rozszarpię na kawałki. Gospodyni tak długo przemawiała do smoka, aż wreszcie uspokoił się i zaczął dalej grać. Widocznie jednak poczuł zmęczenie, bo za chwilę przerwał granie i tak jak siedział w fotelu, nie kładąc się, cicho zasnął. Nawet ni razu nie zachrapał. Gospodyni spostrzegłszy to, pomyślała że dobrze byłoby położyć się i jej samej, bo dzień wkrótce nadejdzie, a ona jeszcze nie zmrużyła oka. Tymczasem Jaś, gdy tylko przekonał się, że oboje naprawdę śpią, wyczołgał się ostrożnie spod misy, wziął czarną kurę w jedną, a skrzypce w drugą rękę i co sił w nogach, wybiegł z nimi z chaty. Gdy dotarł do otworu, przez który dostał się tutaj, raz jeszcze obejrzał się do tyłu, czy czasem smok nie pośpieszył za nim, by odebrać swoją własność. I nagle okropny strach chwycił go za gardło. Smok zbliżał się bowiem z niesamowitą wprost szybkością. Jeszcze chwilę, a dosięgnie go. Chłopiec, najszybciej jak potrafił, zjechał na dół po pędzie fasoli. A kiedy znalazł się znowu w swojej zagrodzie, zaraz chwycił siekierę, która akurat stała oparta o płot i przeciął nią pęd fasoli. Smok spadł wtedy na ziemię, a że było dość wysoko, połamał sobie nogi i nie mógł rzucić się na Jasia. Ten szybko skorzystał z okazji, zabił smoka i spalił go, żeby nie zostało ani kawałeczka. – Teraz już nikt nie potrzebuje bać się strasznego smoka. – pomyślał. Dopiero teraz mógł wejść do domu. Przez cały czas nieobecności chłopca, matka opłakiwała go, nie wiedząc gdzie się jej syn podziewa. – Nie płacz już Mamusiu – uspokajał matkę – teraz będziemy mięli co jeść, będziemy tez mięli pieniądze i złoto. – mówiąc to pokazał jej czarną kurę, która spokojnie chodziła sobie pod oknem. – Ach, skąd weźmiemy pieniądze i złoto, syneczku – westchnęła matka. – Popędziłeś naszą krowę na targ i dostałeś za nią jedno ziarnko fasoli. Jeśli teraz sprzedamy kurę, dostaniesz za nią co najwyżej pół ziarnka fasoli. – Wcale nie myślę o tym, żeby pozbywać się naszej kury – odrzekł chłopiec wesoło. Przyniósł ją też zaraz do domu i postawił na stole. Pogłaskał czarne pióra ptaka i rzekł: – Znieś jajko. Kura, jak na zawołanie, zniosła dla chłopca złote jajko. Matka aż usta otworzyła ze zdumienia. A czarna kura musiała tak długo znosić złote jajka, dopóki nie było ich dość na to, żeby zbudować nowy dom i postawić stodołę, kupić bydło do obórki a także wiele pięknych nowych ubrań. Od tego czasu Jaś całymi dniami grywał na skrzypcach, a matka przysłuchiwała się jego grze. A jeśli ktoś z Was nie wierzy, niech sam tam pójdzie i zapyta.
Zapraszam na bajki usypianki dla dzieci – tym razem opowiadanie kota Mruczka Błyskawica nagle rozświetliła całe niebo i grzmot z głośnym dudnieniem przetoczył się gdzieś niedaleko. Szaruś obudził się w pierwszej chwili zdezorientowany. Zdążył zobaczyć jak Kropka, kudłata psina mieszkająca w domku piszcząc stara się wcisnąć pod kanapę. Zobaczył też zaraz Magdę próbującą ją uspokoić. Wzięła Kropkę na kolana i przytuliła. Głaskała i przemawiała do niej spokojnie. Ta oddychała cały czas zdenerwowana, ale wyraźnie zaczynało już to jej pomagać. Po kilku chwilach stanęła na podłodze nieco uspokojona. Szaruś akurat lubił burzę. Szczególnie gdy leżał w ciepłym i suchym domku i wyglądał przez okno. Gdy dłuższy czas patrzył na ciemne niebo mógł nawet zobaczyć samą błyskawicę. Siatką jasnych kresek rozjaśniała chmury i wyglądała jak drzewo postawione do góry nogami i zbudowane całe z promieni słonecznych. Kotek dziwił się, że ten wielki błysk odbywał się zwykle w zadziwiającej ciszy. Dopiero chwilę po nim pojawiał się huk – grzmot nadjeżdżający jak wielka ciężarówka pędząca polną drogą. Tego już tak bardzo nie lubił. Najlepiej gdyby podczas burzy były same błyski. No i mogły pozostać strugi deszczu. Jednostajnie szumiące i bębniące o okna, trawę i dach. Niezmiennie spadające w dół i w dół. Oczywiście wszystko to było przyjemne oglądane przez okna cieplutkiego domku gdy leżało się nieruchomo na kocyku. Szaruś spojrzał na kota Mruczka, który leżał niedaleko. Rudzielec był wyciągnięty na posłaniu i spał spokojnie. Tylko brzuszek podnosił mu się i opadał miarowo. Ten to lubi spać i chyba nie potrzebował nawet usypianki. Nawet grzmot nie dał rady go obudzić. W tym momencie trzasnął kolejny piorun. Kropka skomląc znowu przebiegła przez pokój próbując znaleźć jakieś miejsce gdzie hałasy nie będą jej dochodzić. Przebiegając potrąciła Mruczka budząc go wreszcie. Ten wstał leniwie i przeciągnął się wyginając grzbiet najwyżej jak potrafił. Nie wyglądał na zbyt przejętego całą sytuacją. Nie miał nawet specjalnie żalu do pieska za obudzenie go. Po chwili Kropka biegła już z powrotem bo oczywiście tamta strona pokoju wcale nie okazała się lepsza na czas burzy. Chyba wszystkie są tak samo dobre – pomyślał Szaruś z uśmiechem. Piesek zatrzymał się przy Mruczku, który najwyraźniej był najbardziej opanowanym stworzeniem w całym domu. Przypadł do niego jakby oczekując pomocy i porady. Kotek siedział teraz czyszcząc futerko łapką. Gdy skończył odwrócił się do nich i powiedział ze spokojnym mruczeniem: – Czy chcecie posłuchać bajki usypianki o burzy? Ale pod jednym warunkiem. Żadnego biegania po pokoju. Będziecie leżeć w Waszych łóżeczkach, przykryjecie się kocykami i spokojnie posłuchacie. Kropka na wszystko chętnie by się zgodziła byleby zapomnieć o burzy. Szarusia też bajka zaintrygowała. Zagrzebały się więc zaraz w swoich kocykach i znieruchomiały w cieple. Oddychając spokojnie słuchały najpierw przez jakiś czas odgłosów deszczu na szybie. Miarowy szum działał usypiająco. Mruczek po chwili zaczął opowiadać:– Dawno, dawno temu na świecie żyły pradawne koty. Były one dużo większe niż my teraz. Tak jak my łowimy myszki lub wróbelki tak one polowały na zwierzęta wielkości krowy czy konia. Ich zęby były białe, wielkie i ostre. Największy z nich był królem wszystkich kotów i jednocześnie władcą wszystkich zwierząt. Gdy chciał coś obwieścić i zwołać spotkanie swego królestwa to wchodził na górę i ryczał tak głośno, że głazy kruszyły się i gałęzie spadały z drzew. – A jakie były wtedy psy? – spytała Kropka, która z wrażenia aż zapomniała o burzy. – Psy były takie same jak teraz. I na pewno też tak przerywały jak ktoś opowiadał – powiedział z uśmiechem Mruczek, po czym mówił dalej: – Pewnego dnia, do króla przyszedł sprytny szczur i zaczął pytać go o to, czy rzeczywiście jest tak potężny jak o nim opowiadają. Pytał o różne rzeczy, a król za każdym razem z dumą potwierdzał. W końcu wskazał na słońce i powiedział, że widywał ptaki tam dolatujące i czy on z kolei potrafiłby do niego doskoczyć. Król z rozpędu przytaknął, a w odpowiedzi szczur poprosił go o pokaz jego mocy. Umówili się na wieczór. Szaruś i Kropka leżeli w swoich łóżeczkach z przymkniętymi oczami. Opowieść była bardzo interesująca, a ciepło kocyków rozleniwiało i uspokajało. Oddychając spokojnie słuchali, a Mruczek opowiadał dalej. – Spotkali się wszyscy na najwyższej górze. Wieczorne słońce było ogromne i wisiało nisko nad horyzontem. Miało kolor dojrzałej pomarańczy i wydawało się tak blisko, że prawie można było je dotknąć. Król stanął dumnie przed zgromadzonymi zwierzętami i przypomniał po co tu się zebrali. Następnie wziął rozpęd i skoczył. Wszyscy wstrzymali oddech gdy leciał pięknie wyciągnięty. I wtedy się właśnie to stało. Gdy tylko dotknął słońca niebo pociemniało w jednej chwili. Tak jakby ktoś zgasił światło w pokoju w nocy. Jego piękne wąsy, do tej pory długie i proste powyginały się nagle w mnóstwo krótkich odcinków, które z kolei rozbłysły niesamowitym światłem błyskawicy. Po chwili dołączył do tego potężny grzmot, który przeszył całą okolicę. Na koniec z nieba lunął strugami deszcz. Tak właśnie zaczęła się pierwsza burza. – A co się stało z królem kotów? – spytał Szaruś z przejęciem. – Gdy spadł z powrotem na ziemię okazało się, że po zderzeniu ze słońcem zmniejszył się i był takiej wielkości jak ty i ja teraz. Od tamtej pory takie właśnie są koty. I od tamtej pory zawzięcie polują na myszy i szczury. Tak się to wszystko zaczęło… Kropka i Szaruś westchnęli leżąc pod kocykami. To wszystko było takie niesamowite. Czy to możliwe, że błyskawice to są powyginane wąsy króla kotów rozświetlone słońcem? A huk pioruna oznacza jego zderzenie ze słońcem? Wsłuchani w opowieść bajki usypianki Mruczka nawet nie spostrzegli, że burza przeszła i jest teraz daleko. Pozostał tylko jednostajny szum deszczu. Krople wody ściekały po szybach w dół i w dół. W połączeniu z ciepłem kocyka był bardzo usypiające. Zasypiając Szaruś myślał jeszcze o pradawnych kotach. Potężnych i wielkich. Królujących nad wszystkimi zwierzętami. Nie bojących się niczego i nikogo. Kropka z kolei obiecywała sobie, że jak następnym razem będzie burza to już nie będzie się tak bać. Położy się za to przy oknie i będzie obserwować błyskawice. Może uda się jej wtedy nawet zobaczyć króla kotów. Gdy już usnęła, to we śnie przyszły do niej za to pradawne psy. Bo na pewno były też one – jeszcze potężniejsze i bardziej dumne niż koty. A co! Zasypiankowa książka – Jeżyk Cyprian i przyjaciele
Z myślą o dzieciach, które uwielbiają bajki na dobranoc, przygotowaliśmy kilka pięknych opowiadań. W sam raz do czytania lub posłuchania przed snem. Powstały w ramach akcji „Lato z Mamo, To Ja”, ale świetnie sprawdzą się we wszystkie cztery pory roku. Ciekawe, która z bajek na dobranoc Pani Wieczorynki stanie się waszą ulubioną? Szukasz wartościowych bajek na dobranoc? Oto teksty pełne ciepła i pogody ducha. Krótkie bajki do czytania lub słuchania. Takie, które zaciekawią i jednocześnie wyciszą przed snem nawet najbardziej rozbrykanego malucha. Opowiadania dla dzieci przygotowane przez Panią Wieczorynkę, zawsze kończą się dobrze i pozwalają na spokojny, kojący sen. Bajki dla dzieci do czytania lub słuchania: O Tosi, co miała rude włosy O myszce Matyldzie i krzykliwych kalarepach Bajka Kalosze Bajka O rodzinie namiotów Bajka Żurawie Bajki na dobranoc do czytania lub słuchania: Bajka O Tosi, co miała rude włosy Bohaterką tej krótkiej, ale pełnej mądrości bajki jest 7-letnia Tosia. Dziewczynka bardzo nie lubi swoich rudych włosów… Wszystko zmienia się podczas wakacji u babci, gdy pewna mądra, siwa czapla wyjaśnia jej, dlaczego warto polubić swój wygląd. Czytaj dalej bajkę O Tosi, co miała rude włosy. Możesz też posłuchać, jak opowiada ją Pani Wieczorynka: Bajka O myszce Matyldzie i krzykliwych kalarepach Myszka Matylda prowadzi gospodarstwo agroturystyczne na Podlasiu. Pewnego dnia posadziła w swym ukochanym ogródku kalarepki. Warzywa te okazały się bardzo głośne. Wciąż krzyczały jak szalone. Przeszkadzało to gościom Myszki: borsukom, wiewiórkom, żabom… Na szczęście na krzykliwe kalarepki znalazł się sposób. Czytaj dalej bajkę O myszce Matyldzie i krzykliwych kalarepach lub posłuchaj wersji opowiadanej przez Panią Wieczorynkę: Bajka Kalosze Romek i Tomek to bracia bliźniacy. Obaj są… żółtymi kaloszkami Martynki. Dziewczynka zakłada swoje kalosze za każdym razem, gdy pada deszcz lub jest mokro, ale bracia nie mają zbyt ciekawego życia. Pewnego dnia rodzice Martynki postanawiają zabrać córeczkę na spływ kajakowy… Czytaj dalej bajkę Kalosze. Jeśli wolisz wersję opowiadaną, włącz poniższe wideo: Bajka O rodzinie namiotów Rodzinka namiotów była już w wielu miejscach, ale nad morzem jest po raz pierwszy. Namiotom bardzo podobało się na Helu, ale… pewnego dnia zaczął wiać bardzo silny wiatr. Czytaj dalej bajkę O rodzinie namiotów lub włącz film i jej posłuchaj: Bajka Żurawie Bohaterem tej bajki do słuchania jest Kazik, który po wakacjach idzie do zerówki. Zanim to się stanie, ma jeszcze jechać z rodzicami nad morze i… tego też nie może się doczekać. Tymczasem mama i tata mówią mu, że przestali się kochać i nie pojadą nad morzem ani nie mogą dłużej mieszać razem… Kazik jedzie na wakacje do babci… Czytaj dalej bajkę Żurawie. Jeśli wolisz bajki posłuchać, włącz film: Zobacz także: Dlaczego bajki pomagają dziecku zrozumieć świat? Netflix dla dzieci – bajki, seriale, komedie i filmy (także dla rodziców!) Bajki dla niemowląt - do czytania, słuchania i śpiewania
bajka o burzy do czytania